piątek, 11 listopada 2016

Stahment

Rozdział-5
(Tash)
Wracając do treningu...roboty vamphumy zaczęły się na mnie rzucać.Trenowałam sztukę walki od kąt tylko pamiętam,więc stawałam się coraz lepsza fizycznie ale podupadałam psychicznie,nie wiem czemu i dlaczego.Koniec.Jeden robot oberwał sztyletem w głowę,drugiego kopnęłam z pół obrotu i rozwalił się na kilka naście tysięcy kawałeczków,trzeci,drugi, czwarty,piąty,szósty i siódmy tak samo oberwali,prawie te roboty mnie nie atakowały.
-Dobra, teraz wytłumaczę tacie że zniszczyłam mu roboty...no nie mogę-Westchnęłam.
-Komputerze!-Krzyknęłam na całą sale.
-Tak, o co chodzi?-Odezwał się elektro-robotyczny głos.
-Napraw roboty 1,2,3,4,5,6 i 7!-Przekazałam rozkaz.
-Już się robi-W mgnieniu oka komputer zabrał roboty,zostawiając mi moje sztylety.Zabrałam je i poszłam się przebrać i oczywiście odłożyć broń.Wróciłam do domu i nie zauważona poszłam do siebie.Gdy ostrożnie zamknęłam drzwi i odwrociłam się to moja matka stała na przeciw mnie z założonymi rękoma.
-I jak było z tatą?-Zapytała zmrużając oczy.Poczułam się jakby mnie przyłapała na gorącym uczynku.
-Co,a z tatą było całkiem spoko,poszliśmy do parku-Wciskałam jej bujdę,myślałam że się nabrała.
-Aha,dzwoniłam do niego i wiesz co,wcale z nim nie byłaś
-Masz mnie,chciałam trochę pospacerować
-O tej po że?-Powiedziała zdumiona.
-Nocne powietrze dobrze robi-Tłumaczyłam.
-Masz szlaban!-Powiedziała ostro i stanowczo.
-Czekaj...
-Oddaj telefon-Powiedziała wyciągając rękę po niego.Posłusznie oddałam jej go.
-Dziękuję-Powiedziała z zaczęła wychodzić.
-To nie fair!
-Co?-Mama stojąc tyłem do mnie odwróciła się i ja też
-Nie możesz mnie wiecznie trzymać pod kluczem,nie jestem już tą bez brono dziewczynką co kiedyś,mam prawie 16 lat!
-To nie jest takie proste...
-A niby co jest proste i...
-Dość!-Krzyknęła i trzasnęła za sobą drzwiami.Nie wytrzymałam,wzięłam srebrną szkatułkę która znajdowała się na komodzie i rzuciłam nią w stojące przede mną lustro,które zbiło się no na sporo kawałków.Potem rzuciłam się na łóżko z gniewem,właśnie w takich chwilach żałuje że jestem córką Edgara.
(Devin)
-Nie złość się na mnie,to nie moja wina tylko ojca-Wybraniałem się przez dobrą godzinę przed moją kumpelą z pościgu.
-Było tak nudno że prawie nie umarłam!-Wrzeszczała.
-Hej!!-Usłyszeliśmy za sobą.
-O chłopaki,jak tam było za kratami?-Spytałem z śmiechem.
-Przestań szczerzyć ryja!-Wrzasnął mój w gorącej wodzie kompany kolega.
-Wybacz Zak-Powiedziałem ironicznie do nich.
-Wiesz,nie każdy ma bogatego ojczulka co wykaraska z kłopotów-Powiedział drugi,Seba.
-No nie ma tak lekko...w domu zrobił mi nie byle jaką awanturę i groził mi bronią-Popatrzyli na mnie ze zdziwieniem.
-To chyba pierwszy raz-Powiedział zadumany Sebuś.
-Mniejsza jedziemy-Pojechaliśmy do naszej opuszczonej i starej posiadłości.Wszyscy rozeszliśmy się do naszych pokoi.Moi towarzysze to pełno krwiści vamphumy i w dzieciństwie każde z nich zostało pożucone.Razem z ojcem pomagaliśmy im.Wstałem z łóżka bo do mojego pokoju weszła moja kumpelka.
-Co jest?-Spytałem widząc jej nie zadowoloną postawę.
-Nic takiego-Powiedziała naburmuszona opierając się o ścianę plecami.
-To po coś tu przylazła do cholery?-Spytałem znów kładąc się na łóżko.
-Jestem na ciebie wściekła,wiesz co powie moja partnerka z treningu,przeciesz nie było mnie kilka tygodni i do tego twój ojciec!...-Nie dokończyła bo walnąłem stopą o podłogę i rozniósł się huk.
-Nie chcę nic o nim słyszeć i to nie moja sprawa co powie twoja partnerka-Powiedziałem i odwróciłem się na bok.
-Dobranoc...Lisa-Pożegnałem się zanim wyszła i zamknęła drzwi.
-Powinienem raz się wybrać do tej szkoły i pokazać słabeuszom...
31 stycznia,godzina 23:59
(Tash)
Jeszcze chwilkę...
Jeszcze troszkę
I...
...
00:01
-Sto lat Tash!-Krzyknęła Lisa i wystrzeliła konfetti.
-Dziękuje Lisa!-Objęła mnie ze szczęścia.Do pokoju weszła mama.
-Wszystkiego najleprzego Tasha!-Mama podała mi od siebie prezent który oczywiście odtworzyłam.
-To...amulet
-Tak,dała mi go moja matka na 16 urodziny jest w naszej rodzinie od pokoleń-Tłumaczyła zakładając mi go na szyję.
-Wow,ja...dziękuję-Podziękowałam za tak świetny prezent.
-Jest naprawdę ładny-Powiedziała oczarowana Lisa.
-O,tata kazał ci to dać-Powiedziała wyjmując za pleców kopertę.
-Pieniądze?-Spytałam ją.
-Mała suma,tak powiedział-Mama wyszła a ja mogła porozmawiać z Lisą.
-No, Tash jesteś szczęściarą-Powiedziała klepiąc mnie po głowie.
-Nie-Szepnęłam
-Co?
-Eh,nic...pogadajmy o tobie,dlaczego nie było cię na treningach?-Zapytałam się jej,po jej minie było widać zakłopotanie na jej twarzy.
-Bo widzisz...sprawy rodzinne-Wydukała
-Oj,która to godzina musze już iść-Powiedziała szybko wychodząc z mojego pokoju.Ja schowałam kopertę i maskotkę od Lisy do komody.Szlaban skończył się nie dawno ale to bez różnicy,jak dla mnie.Poszłam w kimę.
(Edmund)
Nie mogłem pojawić się na urodzinach mojej córki,ponieważ znów musiałem wyciągać mojego syna z tarapatów,to męczące.Byłem właśnie w pomieszczeniu gdzie kolejny raz na stole leżała moja nie przytomna córka.
-Dyrektorze,do eksperymentu potrzebujemy kwasu Omega 3
-Dobrze,wstrzyknijcie to jej-Powiedział Edmund odwracając się od tego koszmaru.
-Dyrektorze,jak pan chce możemy to przerwać-Powiedział jeden z naukowców
-Nie,zaszliśmy tak daleko...róbcie swoje!-Rozkazał.Wstrzykniento jej tyle świństw że wszyscy z nich się dziwią dlaczego nie umarła.
-Gotowe!Jej szybkość,zwinność,refleks i siła są potężniejsze i silniejsze niż u człowieka i vamphuma,plus jest jeszcze bardziej wytrzymała niż przeciętny człowiek-Wszyscy byli zadowoleni ze swojej pracy oprócz Edmunda...  

  
 




2 komentarze:

☆ Show Time ☆ 歌 2

Czytać jak zaczną grać! Czasy liceum Mikoto już będąc na pierwszym roku w liceum zaczęła zwracać uwagę wielu chłopaków z ich szkoły.Hiy...